![]() | |
Wnętrze bunkra pod parkiem im. Poniatowskiego w Łodzi |
Prezentowane prace z racji swojej bezkompromisowości i nieprzystawalności do schematów „przedmiotów sztuki” nie przyciągnęły uwagi, nie zabiegały także o łaskę zainteresowania jurorów. Absolutna większość wystawionych na L-UND trafia po raz pierwszy do galerii. Mamy do czynienia z mocą artefaktów nie skrępowanych dostojeństwem dzieła sztuki. Przy wielu z nich pojawi się elementarna kwestia: czy to jest w ogóle sztuka? Czy to nadaje się do galerii? Kwestia, która w narcystycznym świecie sztuki aktualnej, zwykle traktowana jest z lekceważeniem, nie jest wcale bagatelna. Artyści tej wystawy nie są, ani nigdy nie byli beneficjentami obowiązującego dziś postrzegania sztuki jako przestrzeni absolutnej wolności, nieograniczonej żadnymi barierami „ekspresji”. U podstawy ich desperacji, by w nieprzyjaznym otoczeniu budować akt twórczy, tkwił prymarny zew potrzeby określenia swoich właściwości, realnego wyrazu; pierwotny instynkt poszukiwania i walki o własną tożsamość.
L-UND przywołuje wielowymiarową, wyrazistą estetykę łódzkiej sceny undergroundowej lat 80. i 90. Demarginalizuje tę twórczość, wydobywa z getta, do którego trafiła cierpiąc z jednej strony na niedobór „awangardowości”z drugiej - była zbyt antycerebralna i radykalna, by zaistnieć w tak zwanym art-world. Sztuka ta wadzi się zarówno z tradycjonalizmem awangardy jak i tym, przeciwko czemu awangarda zwykła występować. Zastana sytuacja determinowała bezkompromisowe postawy. Ci artyści mieli gdzieś parnas lokalnej kultury. Dokładnie dostrzegali zapóźnienie postkonceptualizmu, mgliste mity walczącej awangardy oraz wsteczne fascynacje nowymi mediami, które nie były już od dawna nowe. Konflikt był na pewno źródłem nowych wartości w zatęchłym świecie zamkniętej w kręgu hermetycznych „poszukiwań” sztuki, zatracającej związek z rzeczywistością. Twórczość, która dominowała wówczas w Łodzi była rachityczna, nie podejmowała już żadnych śmiałych wyzwań. Obracała się wciąż w kręgu tych samych eskapistycznych gier z awangardą czy też neoawangardą.
![]() |
Wiktor Skok, kurtka, ca. 1994 |
Środowisko czy też środowiska L-UND świadomie wyznaczały wyraźną linię podziału między kulturą oficjalną i undergroundem. Dzisiaj, w erze płynnych tożsamości, ciągłej wymiany flag i barw, może wydać się to dziwne i niezrozumiałe. W tamtej epoce spierano się o niemal każdy element tych napięć. Konflikt nie przebiegał zresztą tylko na linii: my i oni, ale także ja i inni. Antykomercja była imperatywem, dla wielu realna była utopia kreacji autonomicznego ruchu wolnych środowisk, sytuujących się na obrzeżach masowej kultury. Absolutna większość tych działań operowała w przestrzeni poza massmedialnej. Niezależna sieć opierała się m.in. na zinach, podziemnych koncertach, półoficjalnych imprezach. Oficjalne media były monopolem, internet i rewolucja cyfrowa pojawiały się dopiero w dalekich zapowiedziach.
![]() | ||
Koncert Noize Danse Ezztheticks i wystawa Roberta Laski, 1992 |
Sztuka L-UND objawiła się w burzliwych czasach przemian. W okresie przejściowym - od beznadziei końca lat 80., przez obserwowaną z dystansu euforię przemian po 1989 r., aż do rozczarowania i początku stagnacji w drugiej połowie lat 90. Łódź w latach na przeomie lat 80. / 90. stała się nadzwyczajnym tyglem nowych tendencji, żywym ośrodkiem półoficjalnych, nieformalnych działań artystycznych, wystaw, koncertów, graffiti, happeningów etc. W tym umownie zdefiniowanym okresie miasto było przestrzenią sprzyjającą szeregom akcji o multidyscyplinarnym charakterze, cyklicznych jak i incydentalnych. Ich wielka część generowała nowatorskie jakości estetyczne, których potencjał procentuje również dziś. Epicentrum tych zjawisk przypada na okres, gdy Łódź dramatycznie przechodzi ustrojową transformację. Kiedy stolica krajowego włókiennictwa z dnia na dzień zbankrutowała, a tysiące jej mieszkańców znalazło się na bruku, Łódź paradoksalnie znalazła się wśród najbardziej czynnych ośrodków ruchu alternatywnego w Polsce. Stała się wtedy osobliwą Ziemią Obiecaną dla artystów zbuntowanych, funkcjonujących poza wszelkimi obiegami ówczesnej sceny artystycznej. Przyciągała typem infrastruktury, poprzemysłową zabudową oraz względnie mniejszą kontrolą nad zrujnowanym dziedzictwem. Miasto w okresie przełomu było próżnią gotową do wypełniania, dziewiczym polem do zagospodarowania. Aktanci usiłowali korzystać z sytuacji zawieszenia między dwoma porządkami. Kontekst Łodzi ewoluującej od stereotypu ośrodka monokultury przemysłowej do realiów miasta wciąż poszukującego swojej tożsamości wyzwalał niezwykle żywe relacje rodzącej się w nim sztuki i dotkliwej rzeczywistości wokół.
![]() |
Robert Laska, ul. Piotrkowska, Łódź, koniec lat 80. |
Archiwa trafiają na śmietnik. Dzieła giną przez zapomnienie, lekceważenie oraz ignorancję. Bywają porzucane przez samych autorów niezainteresowanych dyskontowaniem swoich atutów. Czy ekspozycja L-UND wpisuje się w sezon wieczornic upamiętniających kombatancki etos opozycji? Celem L-UND jest poszerzenie i wzbogacenie perspektywy. Tym artefaktom niezbędna jest uwaga, gdyż stanowią one antycypację stylistyk, które dziś święcą triumfy oraz są wszechobecne w mediach i reklamie. Stanowią realne oryginały dziś na nowo „odkrywanych” stylów, haseł, obrazów, ikon.
Dlaczego teraz i tutaj? Jesteśmy w historycznym momencie, kiedy na naszych oczach dokonuje się rodzaj przewartościowania - rewizji ikonosfery. Uprawnione do pozycji w historii sztuki stają się prace nigdy nie przeznaczone do galerii czy muzeów. Aktualnie odnajdują inną przestrzeń i nowych odbiorców. Kreacja, nigdy nie aspirująca do statusu "wielkiej sztuki" stanowi dziś jakość, wyróżnioną miejscem w muzeach i galeriach. W dobie post postmodernistycznej subkulturowe znaki, logotypy wchodzą do kanonu i zyskują status równy arcydziełom. Kategoria dzieła została rozszerzona i otwarta, pełnoprawną przestrzeń znajdują tam: typografia, znaki, kaligrafia - plastyka związana z miejską kulturą plemienną. W ostatnich kilkudziesięciu latach pojawiają się serie ikon-matryc, które w aktualnym, cyfrowym świecie reprodukcji stają się neutralnymi bytami. Zostają wryte w świadomość wizualną odbiorców na całym globie. Część z przywoływanych dziś demonstracji wizualnych dorównuje lub przewyższa ekspresją, artyzmem oraz szeregiem innych jakości wiele z przedsięwzięć, których jedynym celem było znaleźć się w galeriach czy kolekcjach. Logotypy, okładki niektórych płyt, uznaje się za o wiele bardziej nośne, wizualnie aktywne niż wiele powstających równolegle „dzieł sztuki”. Te rzeczy zaczynają mieć moc archetypicznych wizerunków. Naznaczają wizualność w sposób intensywny i o wiele bardziej trwały niż gros sztuki, która powstała w ostatnich dekadach.
Wystawa podkreśla znaczenie lokalnych uwarunkowań, lecz żywa jest świadomość wspólnoty doświadczeń twórców z innych ośrodków, nie tyko zresztą w Polsce. W Galerii Manhattan ukazany zostaje fragment większej całości, działającej także w innej, pozalokalnej strukturze. L-UND jest krokiem ku odmiennemu pojmowaniu ikonosfery, wizji pozbawionej obciążeń sztucznego podziału na kulturę wysoką i popularną. nie dopisuje epilogu. Problem pozostaje otwarty. L-UND nie rezerwuje miejsc w hierarchiach, chce być poza nimi. Jest otwartym projektem, gdzie swoje miejsce znajdą także inne głosy
0 komentarze:
Prześlij komentarz